Moje książeczki „powędrowały” na Białoruś!!!

Ogromnie się cieszę. Z delegacją z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego w Poznaniu moje książeczki pojechały do szkół polskich na Białoruś. Jestem bardzo szczęśliwa, że ktoś docenił moją twórczość, że polskie dzieci mieszkające za granicą, na moich wierszach będą doskonaliły język ojczysty.

„Reks”- wierny towarzysz

Małgosi przez krótki czas wystarczała zabawa z „Kluseczką”, chociaż przypominała mi często o obietnicy zakupu pieska rasowego. Troszkę się wykręcałam tym, że nie mogę się zdecydować, z  jakiej on ma być rasy… Wiedziałam już, że najwyższy czas na coś się zdecydować. Było już późne popołudnie, kiedy Małgosia wracając z zabawy przyniosła na rączkach małego szczeniaka. „Mamusiu zobacz – nie musisz już wydawać pieniędzy na mój imieninowy prezent… Ja dostałam od sąsiadki tego pieska… za darmo! To jest mój REKSIO”. Udawałam, że jestem zadowolona…  No i spokój się skończył. Kundelek okazał się przemiłym zwierzakiem. I tak dobrze było przez czas  ok. 1 roku. Potem REKSIO zachorował. Ciężko zachorował. Lekarz przypuszczał, że prawdopodobnie na nosówkę. Długo trwało leczenie, ale pacjent wyzdrowiał. Niestety, od tego czasu potrafił być agresywny. Bardzo zwinny i silny po płotach chodził, jak po drabinie. Nie był też zbyt gościnny, nie tolerował innych psów. Niestety, traktował obcych jak napastników i chociaż niektóre sytuacje wyglądały bardzo śmiesznie nie było z czego się cieszyć. Chociaż na dworze zawsze uwiązany na bardzo długiej lince, czasami nam uciekał i wtedy baliśmy się , żeby nikomu nie zrobił krzywdy. Wspominam go z ogromnym żalem. Nie poznałam nigdy więcej tak inteligentnego i wiernego psa. Był z nami przez 17 lat.  Kiedy pisałam bajkę „PIES KANGUR” , myślałam o REKSIE.

 

Drugi piesek w moim domu – „Kluseczka”

Na stronie „Mój piesek” opisałam problemy, jakie mieliśmy z potężnym psem BARIM.  Po takim złym doświadczeniu nie chciałam już mieć w domu żadnego zwierzątka. Żadnego! Dzieci nie mogły tego zrozumieć. Prawie u każdego naszego sąsiada była jakaś psinka. Nic więc dziwnego, że nasza córeczka  Małgosia też bardzo chciała ją mieć. Jak dziecku coś się obieca, to trudno się potem z tego wykręcić. A ja obiecałam jej, że piesek będzie, ale rasowy bo wtedy wiadomo, jaki urośnie duży. A taki z rodowodem to dużo kosztuje itd…  Przez jakiś czas udawało mi się z tego zakupu wykręcać. Małgosia była niecierpliwa. Pewnego razu podczas lepienia pierożków z resztek ciasta ulepiła pieska – KLUSECZKĘ. I to zwierzątko z ciasta stało się bohaterem mojej książeczki pod takim właśnie tytułem. KLUSECZKA razem z dziećmi przeżywała różne przygody i tak powstała moja najważniejsza książeczka, którą córeczka umiała w całości recytować z pamięci. Nie znalazłam wydawnictwa, które chciałoby ją wydrukować, więc utworzyłam moje własne…