Mój piesek


Bari, Kluseczka, Reks, Miś.

Mój słodki piesek „Miś”

Misiu_2012-06-11 Na koniec spaceru pies zmęczony czeka. / Dosyć ma biegania i odpocząć woli. / Nie wszystko rozumie, więc czasami szczeka, / Ale swojej pani skrzewdzić nie pozwoli!

Pewnego razu przyniosłam do domu dwa szczeniaczki – pieski. W krótkim czasie zamieniły moją kuchnię w prawdziwe pobojowisko. Pozrywały ze ściany nawet tapety. Po tygodniu wreszcie  jednego zabrał sąsiad i mały od tego czasu troszkę mniej już rozrabiał. Wszyscy byli nim zachwyceni. Kiedy odwiedziła nas ilustratorka postanowiła go namalować. I tak oto powstała moja książeczka

Ale wkrótce MISIU zachorował. Nie mógł chodzić i marniał w oczach. Odwiedzaliśmy różnych weterynarzy i myśleliśmy, że to koniec. Ostatnia wizyta w w lecznicy i wreszcie właściwa diagnoza – zwyrodniały staw w tylnej łapce. Operacja pod narkozą, usunięcie stawu i piesek wyzdrowiał. W miejscu usuniętego wytworzył się staw rzekomy – z mięśni. Można powiedzieć, że mamy pieska inwalidę. Chodzi na czterech łapkach, ale kiedy biegnie, tą zoperowaną unosi troszkę wyżej.

Piesek jest miły, inteligentny i „wykształcony”. Teraz on mieszka z nami. Wie co wolno, a czego zdecydowanie nie. Skończył już 14 lat. No właśnie – przez cały ten czas nie zdołałam go oduczyć zachowań typowych dla psów – znaczenia terytorium. On wie, że nie wolno! Robi „słodkie oczy”, przeprasza, a i tak po tygodniu zapomni, co obiecał! Wiem już, że prośby, groźby i tresura nic nie zmienią. Dywan trzeba albo prać, albo zmienić.            Kochany piesek…


Dzisiaj  w nocy obudziło mnie chrapanie mojego pieska. Cóż, staruszek, a mimo to macho! Nieustannie daje nam do zrozumienia, że jest bardzo ważny i to co robi, robi z własnej i nieprzymuszonej woli… „Chcesz Misiu iść na spacer?”, „NIEEE!!!” – głowa odwrócona w przeciwną stronę. I tak stoi przez 2 minuty. Potem podchodzi do drzwi i pokazuje, że może już wyjść. A figa… zostaje! Biedak za płotem moich sąsiadów od lat spotyka suczkę i dwa razy do roku przeżywa prawdziwe katusze. Co robić…  Pieskie życie!

_________________________________________________________________________________________________________________________________

BARI” – to był pierwszy piesek w moim domu. Kupiłam go na targu. Leżał już taki zmęczony w kartonie i przypominał kłębuszek czarnej wełny… Malutki i słodki… na początku. Słodki pozostał, ale malutki – wcale nie! Powiedzieć, że rósł jak na drożdżach, to za mało! Bardzo lubił się bawić i niestety inteligencją nie grzeszył. Kiedy radośnie opierał mi łapy na plecach, często traciłam równowagę! Gorzej, kiedy chciał się bawić z dzieckiem… Nie było rady – musiał zostać na dworze i dopiero wtedy zaczął się prawdziwy koszmar! On uwielbiał polowania! Sąsiad zza siatki hodował jakieś zwierzątka, które czasami przechodziły na naszą stronę. Leżał sobie spokojniutko, cichutko… i nagle  cap! Zagryzał je na naszych oczach! Nie pomagało szarpanie, ciągnięcie za ogon i krzyk. Tak już miał. Oddaliśmy go do schroniska. Jakoś tam zachęciliśmy pracownika, żeby trafił w dobre ręce… Potem wróciliśmy po kilku dniach , by dowiedzieć się coś o jego losie. Podobno zaopiekował się nim pewien leśniczy… Chcę wierzyć, że tak naprawdę było. To nasza wielka porażka i na długo wyleczyłam się z chęci posiadania jakiegokolwiek zwierzaka.

———————————————————————————————————————————————————————————————————————

Nieco wyżej opisałam problemy, jakie mieliśmy z potężnym psem BARIM.  Po takim złym doświadczeniu nie chciałam już mieć w domu żadnego zwierzątka. Żadnego! Dzieci nie mogły tego zrozumieć. Prawie u każdego naszego sąsiada była jakaś psinka. Nic więc dziwnego, że nasza córeczka  Małgosia też bardzo chciała ją mieć. Jak dziecku coś się obieca, to trudno się potem z tego wykręcić. A ja obiecałam jej, że piesek będzie, ale rasowy bo wtedy wiadomo, jaki urośnie duży. A taki z rodowodem to dużo kosztuje itd…  Przez jakiś czas udawało mi się z tego zakupu wykręcać. Małgosia była niecierpliwa. Pewnego razu podczas lepienia pierożków z resztek ciasta ulepiła pieska – KLUSECZKĘ. I to zwierzątko z ciasta stało się bohaterem mojej książeczki pod takim właśnie tytułem. KLUSECZKA razem z dziećmi przeżywała różne przygody i tak powstała moja najważniejsza książeczka, którą córeczka umiała w całości recytować z pamięci. Nie znalazłam wydawnictwa, które chciałoby ją wydrukować, więc utworzyłam moje własne…

    
——————————————————————————————————————————————————————————————————————————

Małgosi przez krótki czas wystarczała zabawa z „Kluseczką„, chociaż przypominała mi często o obietnicy zakupu pieska rasowego. Troszkę się wykręcałam tym, że nie mogę się zdecydować, z  jakiej on ma być rasy… Wiedziałam już, że najwyższy czas na coś się zdecydować. Było już późne popołudnie, kiedy Małgosia wracając z zabawy przyniosła na rączkach małego szczeniaka. „Mamusiu zobacz – nie musisz już wydawać pieniędzy na mój imieninowy prezent… Ja dostałam od sąsiadki tego pieska… za darmo! To jest mój REKSIO„. Udawałam, że jestem zadowolona…  No i spokój się skończył. Kundelek okazał się przemiłym zwierzakiem. I tak dobrze było przez czas  ok. 1 roku. Potem REKSIO zachorował. Ciężko zachorował. Lekarz przypuszczał, że prawdopodobnie na nosówkę. Długo trwało leczenie, ale pacjent wyzdrowiał. Niestety, od tego czasu potrafił być agresywny. Bardzo zwinny i silny po płotach chodził, jak po drabinie. Nie był też zbyt gościnny, nie tolerował innych psów. Niestety, traktował obcych jak napastników i chociaż niektóre sytuacje wyglądały bardzo śmiesznie nie było z czego się cieszyć. Chociaż na dworze zawsze uwiązany na bardzo długiej lince, czasami nam uciekał i wtedy baliśmy się , żeby nikomu nie zrobił krzywdy. Wspominam go z ogromnym żalem. Nie poznałam nigdy więcej tak inteligentnego i wiernego psa. Był z nami przez 17 lat.  Kiedy pisałam bajkę „PIES KANGUR” , myślałam o REKSIE.
Chociaż zawsze lubiłam pieski, raz zdarzyła mi się bardzo niebezpieczna przygoda. Idąca drogą para młodych ludzi prowadziła ogromnego pieska – przypominał piaskowego w kolorze niedźwiadka. Nagle ten pies zaatakował mnie z taką wściekłością, że młodzi ludzie nie potrafili sobie z nim poradzić. Uciekałam wkoło słupa lampy! Rety, jaki ja miałam czas!! Dopiero po pewnym czasie, po rozmowie z weterynarzem, zrozumiałam jaki był powód tego ataku. On po prostu wyczuł zapach mojego agresywnego Reksa, który mi towarzyszył.

————————————————————————————————————_

 

Teraz jest mi naprawdę smutno… mój Miś jest bardzo chory – kroplówki, zastrzyki, bolesne zabiegi od kilku już dni.
Jak to się skończy – wolę nie myśleć.

__________________________________________________________________________________

Zdjęcia różne

 

Po 19 latach, w lipcu 2020 roku, odszedł od nas do swojego lepszego świata nasz słodki piesek „Miś”. Ostatnie dwa tygodnie były dla niego i dla nas bardzo trudne. Piesek już nie widział prawie i nie słyszał, ale do końca radośnie machał kitką, kiedy się do niego zbliżałam. Nie chcę już więcej żadnego zwierzątka w domu…

Komentarze są wyłączone.