Serialiki

Serialiki – to prawdopodobnie nowy gatunek literacki, w którym krótkie, wesołe historyjki opisane są wierszem o takiej samej liczbie zwrotek każda i o takiej samej liczbie sylab we wszystkich wersach. Bohaterem każdej przygody jest ta sama osoba.
Takim utworem jest mój satyryczny „Wesoły dziadek”.  W wydanej już książeczce pod tym właśnie tytułem opublikowałam ich już  24.   Na tej stronie będę drukować następne w miarę ich powstawania.
Zamieszczone poniżej wierszyki nie zostały poddane korekcie.

25.
Złościł się przyjaciel dziadka,   /   Bo się coraz częściej zdarza,   /   Że gdy żona sklep odwiedza,   /   On pracuje za tragarza.   /   Coraz cięższe dźwiga kosze,   /   A tak dalej żyć się nie da.   /   I zobaczcie, co wymyślił   /   Pomysłowy pan Jan Peda.   /   W koszu kółka zamontował,   /   Kierownicę, pedał gazu;   /      I samo-chód zrobił taki,   /   Że go nie pchał ani razu.   /   Odtąd wyjść z garażu nie chce,   /   Zbiera stare samochody,   /  Remontuje i odnawia.   /   Liczne zdobył już nagrody!   /   A największy podziw budzi   /   Ten na kółkach „koszyk” stary!   /   Z domu meble wynieść musiał,   /   By zmieściły się puchary.

26.
Dziadek wreszcie  mszę zamówił    /   Za rodzinę. Więc w niedzielę  /   Kilku krewnych się spotkało   /
Nieco wcześniej przy kościele.   /A tymczasem żona dziadka   /   Chodzi smutna po ulicy,   /   Bo jej zginął ważny guzik   /   Ten od paska przy spódnicy.   /Mrok w kościele był, gdy weszła.   /   Przystanęła… szmatka leży.   /   Każdy swoje brudne buty   /   Wytarł o nią, jak należy.  /Ksiądz już czekał. Babcia z trudem   /   zgięła plecy do klęczenia   /  (Płaszczyk lekko się rozchylił…)”Gdzie spódniczka moja? Nie ma?!”   /  Podskoczyła jak sprężyna   /   I ze wstydu biedna zbladła:   /   „Wycierali swoje buty,    /   W tą spódniczkę co mi spadła!

27.
Dziadek żonę chciał mieć piękną,   /   Ale nie dbał  o jej zdrowie.   /   Chciał ją wysłać do kliniki,   /   By poddała się odnowie.   /Przedtem  zbierał puszki, kapsle,   /   Nie jadł śniadań i kolacji,   /   Więc uzbierał   pewną sumkę,   /   Na te koszty renowacji.   /   Zmarszczki trzeba pousuwać,   /   Tłuszcz odessać zwłaszcza z brzucha,   /   Biust powiększyć, przekłuć język   /  I  agrafki wpiąć do ucha.   /Lecz pieniędzy nie starczyło   /   Na lekarza i agrafki.   /   Jednak dziadek się nie poddał…   /   I żelazko wyjął z szafki.   /   Zmarszczki – mruknął – wyprasuję.   /   Może zniknie tłuszcz z sadełka?… / Z biustem coś wykombinuję…   /   Pszczółki wbiją tam  żądełka!

28.
Każdy chce być przedsiębiorczy,   /   Radzić sobie w życiu dzielnie.   /   Dziadek też ułomkiem nie jest    /   I w piwniczce ma gorzelnię.   /   Stary balon wyszorował,   /   Kupił rurki i chłodnice,   /   Kiedy z drzewa spadły śliwki,   /   Produkował śliwowicę.   /   W taki sposób wykorzystał   /  Różne inne z drzewa spady,   /   Lecz niczego sprzedać nie mógł,   /   A sam wypić nie dał rady.   /   Babci trzeźwość obiecywał,   /   Kiedy brali ślub przed laty,    /   Więc się teraz obraziła,   /    Nawet nie chce dać  herbaty!   /   Cóż, częstować ludzi zaczął,   /   I pieniędzy nie brał wcale.   /   Zwierzeń tyle już wysłuchał,   /   Jakby był w konfesjonale.
29.
Dziadek dom chciał wybudować; / Mieszkać tak jak inni ludzie, / Ale gdy tak dalej pójdzie / Skończy plany na psiej budzie. / Większą działkę ma w Poznaniu – / Zacząć musiał od podziału. / Od dziesięciu lat już drepcze / Od Wydziału do Wydziału. / Pokazuje natręt stary / Plany działek kwadratowe – / A tam jemu proponują / Modne rozwiązania nowe./ Aż pewnego dnia złośliwy / Ktoś wyszeptał mu do uszka, / Że podzielić działkę może / W trójkąciki lub serduszka! / „Pan” – powiedział – „nie kapuje; / Zachowuje się jak święty! / A ja … mogę wszystko zmienić… / Czy pan przyniósł ARGUMENTY?!”

Ponieważ już raz wydanych „Wesołych dziadków” nie będę dodrukowywać, na tej stronie zamieszczę wcześniejsze wierszyki:
1.
Do współczesnych czasów dziadek   /   Przystosował się z łatwością;   /   Kupił rower, starą wagę   /   I otworzył sklep z żywnością.   /   Miał w koszyku gruszki, śliwki    /   Piękne jabłka kolorowe…    /    Kupujących zaś zapewniał,            /  Że  bez chemii – a więc, zdrowe!   /   Po owocach widać było,   /   Że w pobliżu były ptaki,   /   A ze śliwek, jabłek, gruszek   /   Wychylały się robaki!   /   Chociaż dziadek towar chwalił,   /   Nie potrafił sprzedać wiele;   /   Bardzo długo stał z koszykiem   /   I pracował też w niedzielę…   /   Ksiądz na dziadka się nie gniewał;   /   Czasem sam w kolejce stawał.   /   Bo owoców robaczywych   /   Dziadek w piątki nie sprzedawał.
2.
Wczesną wiosną stary dziadek   /   Zamiast siedzieć w foteliku,   /   Sadził kwiaty i warzywa   /   Na prawdziwym oborniku.   /   Potem pielił i podlewał,   /   Obserwował co wyrośnie,   /   Lecz niestety, pomidory   /   Wyglądały wciąż żałośnie.   /   A więc w różnych poradnikach   /   Szukał rady, wyjaśnienia;   /   Wczoraj poszedł do apteki –    /   Sposób znalazł bez wątpienia.   /   Wkrótce potem modnym lekiem   /   Podlał wszystkie pomidory   /   (Z ciekawości, co to będzie…)   /   No i proszę – od tej pory   /   Zbiera piękny, jędrny owoc   /   Z zielonego wciąż poletka.   /   Krzaczki stoją bez podpórek –    /   Wystarczyła im… tabletka.
3.
Dziadek często klepał biedę   /   I potomstwo chował liczne,   /   Bowiem tamte, dobre czasy   /   Były bardziej romantyczne.   /   Ciężką pracę wykonywał   /   Pełną wzniesień i uroku,   /   A że lubił różne figle,   /   Więc dorabiał też „na boku”.   /   Nie narzekał, nie grymasił,   /   Miał ogromne powodzenie;   /   Ale dzisiaj ci mężczyźni…   /   To z pewnością same lenie.   /   Bez pomocy komputera   /   Są bezradni niesłychanie.   /   No i proszę, co zrobili –    /   Wymyślili klonowanie!   /   Wszyscy tacy nowocześni!   /   Kto ma dzieci, ten jest ciemny!   /   Jakie tego są efekty?   /   Przyrost mamy już ujemny.
4.
Płakał dziadek u lekarza,   /   Że go dusi, rwie i łamie.   /   Prosił o skuteczne leki,   /   Ale tylko bardzo tanie„Ten wydatek mojej żonie   /   Znów w budżecie się nie zmieści…”   /   „No, cóż – mówi na to lekarz –   /   Proszę pościć dni trzydzieści. /  Japończycy zimnem leczą!   /   Pewnie panu też pomoże;   /   Można węgla mniej zakupić.”   /   „Czy to wszystko już, doktorze? ”   /   „Zaraz, zaraz… po miesiącu   /   Proszę zajrzeć do apteki.   /   Przecież musi pan przyjmować   /   Zapisane dzisiaj leki.”   /   Cóż, pomogło! Teraz dziadek   /   Leczy innych zimnem, głodem.   /   Jest już znany w okolicy   / (I zarabia mimochodem! ).
5.
Ostry dzwonek zbudził dziadka,   /   Wstał zły troszkę i zaspany,   /   A za drzwiami stoi sąsiad,   /   Ten najbliższy – bo zza ściany:   /   „Coś ty, Heniu?! Jeszcze ciemno!   /   Co masz mi do powiedzenia?”   /   „Wybacz, Zdzichu… przyjdą goście,   /   Pożycz piankę do golenia.   /   Żona placek już upiekła,   /   W domu sprząta od godziny.   / Zapomniałem! Czy uwierzysz:   /   Ja mam dzisiaj imieniny!  /„No, wejdź, proszę… z tej okazji   /   Muszę nalać ci jednego.”   /   (Wkrótce skromny, mały barek   /   Opróżnili ze wszystkiego).  /   Patrzą spod przymkniętych powiek   /   Jak zmęczone dwie żyrafy:   /
„Zdzichu… idę już do domu…”   /   „Heniu! Wchodzisz mi do szafy! ”
6.
Dziadek piwko w małym sklepie   /   Wypił na czczo wcześnie rano.   /   Wyszedł stamtąd, gdy w południe   /   Sklep, niestety, zamykano.   /   Miło było i przyjemnie   /   (Na rozmowie czas ucieka),   /   A tymczasem rozżalona   /   Babcia w domu długo czeka.   /   Z parapetu kwiaty zdjęła   /  I przy oknie stoi bokiem;   /   Nagle patrzy – dziadek wraca   /   Niesłychanie chwiejnym krokiem.    /   Wstyd na całą okolicę!   /   Nie, tak dalej być nie może!    /   Drzwi wejściowe zatrzasnęła;   /   …Długo biedak stał na dworze.   /   Gdy po rynnie wszedł do góry,   /   Strasznie się naraził żonie!   /   Teraz robi to codziennie –    /   Mieszkać musi na balkonie.
7.
Ktoś na dziadka złożył donos   /   Do urzędu skarbowego,   /   Że dwa złote zęby wprawił,   /   A udaje wciąż biednego.   /   Trudno, poszedł się tłumaczyć:   /   „Ja nic nie mam na sumieniu.   /   Przy kościele z czapką stałem,   /   Grałem ludziom na grzebieniu”.   /   „Dochód ukrył pan przed nami –   /   Nie ulega wątpliwości.   /   A podatek płacić trzeba   /   Z każdej przecież działalności.   /   Gospodarka na tym traci –   /   Znamy takie przewinienia.   /   Za przestępstwa podatkowe   /   Nawet kary są więzienia!”   /   „Co ja słyszę nieszczęśliwy…   /   Cóż, zawczasu się nie cieszcie,   /   Bo zapłacę wam w naturze.   /   Proszę! Jeden ząb zabierzcie”.
8.
Dziadek w życiu się nie lenił;   /   Często ciągnął dwa etaty.   /   W domu prawie go nie było,   /   Zawsze spłacał jakieś raty.   /   Odpoczywał raz w południe,    /   Na balkonie sam, bez czapki…   /   Wtedy nagle go odwiedził    /   Powłóczysty duch prababki.   /   Zgiń! Przepadnij! Krzyknął z trudem   /    (Prawą ręką serce chwyta);   /   Kto ty jesteś dziwna zjawo?!   /   Duch pokutny, czy kosmita?   /   Odruchowo wziął butelkę,   /   Żeby chociaż zwilżyć usta   /   I przepędzić senne mary…   /   Lecz butelka była pusta.   /   Zdenerwował się biedaczek;   /   Cóż, wiadomo – stres, napięcie…   /   Rano pobiegł do lekarza;   /   Od tej pory jest na rencie.
9.
Żeby znaleźć dom, ulicę,   /   Chyba już za każdym razem   /   Trzeba dzielnym być harcerzem,   /   Jasnowidzem lub różdżkarzem.   /   Do niedawna jeszcze nazwy   /   W narożnikach ulic były;   /   Poznikały! Za to inne   /   Zamiast nich się pojawiły.   /   Szukał dziadek raz „Agencji”…   /   Choć na dworze było jasno,   /   Błądził długo – wszędzie wisiał   /   Dziwny znak: „BEZPIECZNE MIASTO”.   /   Biedak troszkę słabo widział;   /   Wszystko musiał czytać z bliska.   /   Nagle jakiś pies mu w zadek   /   Swoje ostre wbił zębiska!   /   Cóż, zawinił, więc niesłusznie   /   Wciąż się poniżony czuje.   /   Bo ostrzegał napis przecież:   /   „UWAGA, JA TU PILNUJĘ!”
10.
Dziadek wąsy ufarbował,   /   Okulary kupił nowe,   /   A w dowodzie osobistym   /   Lat wydrapał gdzieś… połowę.   /   Wcześniej żonie zafundował   /   Modny kurort zagraniczny,   /   By rozłąkę wykorzystać   /   W sposób bardzo romantyczny.   /   Zgłosił się do „Randki w ciemno”,    /   Przewidując słodki finał.   /   Ale pan redaktor krzyknął:   /   „Rety! Trafił się oryginał!   /   Do seniorów go zapiszcie,   /   Tam czekają starsze panie”.   /   „Wolę młodsze” – dziadek na to –   /   „Sprawny jestem niesłychanie!”   /   No i proszę – już wystąpił.   /   Wachlarz wolno się odsłania…   /   „Witaj dziadku” – woła panna –   /   „Nie poznajesz? Wnuczka Ania”.
11.
Wyjął dziadek z materaca   /   Wszystkie wspólne oszczędności;   /   Kupił sobie auto, które   /   Aż się trzęsło ze starości.   /   Żeby ruszyć – wspólnie z babcią   /   Z góry pojazd w dół spychali.   /   Po tygodniu tych doświadczeń   /     W dłuższą podróż wyjechali.   /   Po godzinie płynnej jazdy   /   Dziadek zaczął autko chwalić.   /   Lecz z powrotem było gorzej –    /   Silnik nie chciał już odpalić.   /   „Pomóż żono pchać samochód,   /   Może nogi rozgrzejemy.   /   Widzę, że nabrałaś wprawy –    /   Już kilometr tak jedziemy…   /   Dotlenimy się troszeczkę,   /   Czas nam dzisiaj zdrowo minie,   /   A ja jeszcze zaoszczędzę   /   Dzięki tobie na benzynie”.
12.
Dziadek bardzo był wesoły,   /   Pokazywał ząbki nowe –    /   Stracił mleczne, potem drugie,   /   Ale kupił perełkowe.   /   „Ja te pierwsze źle wspominam” –   /   Usiadł biedak i narzeka.   /   „Słabe były – wypadały   /   Nawet podczas picia mleka.   /   Tych następnych własnych zębów   /   Też niestety nie żałuję,   /   Bowiem każdy ząb strajkował   /   I udawał, że pracuje.   /   Więc poszedłem do dentysty   /   (Z kasy wziąłem zapomogę)   /   I kupiłem sobie nowe.   /   Zawsze na nie liczyć mogę.   /   Tylko kiedyś, na przyjęciu   /   (Była to złośliwość losu),   /   Przeżywałem ciężkie chwile,   /   Gdy mi wpadły do bigosu.
13.
W dziadka wstąpił duch sportowy,   /   Uczestniczyć miał w zawodach   /   I na stoczni zdobyć sławę.   /   Po tygodniu stał przy schodach.   /   Wszedł do góry, zapiął narty,   /   Przerażone przetarł oczka;   /   Chciał wycofać się, lecz z tyłu,   /   Kolejnego widział skoczka.   /   Trudno, ruszył jak rakieta –    /   Z rozwichrzoną pędzi głową;   /   Tłum szaleje! Wylądował!   /   I kość odbił ogonową.   /   Chociaż teraz wstać nie może;   /   Ręką strząsa śnieg po bokach;   /   Jakoś musi to wytrzymać –    /   Pierwsze miejsce zajął w skokach.   /   Z trudem wreszcie oddech złapał.   /   Nagle – poczuł wielką trwogę;   /   Łóżko… żona przez sen mruczy:   /   „Co, znów spadłeś na podłogę?”
14.
Dziadek chciał przygodę przeżyć,   /    A w dążeniach jest uparty,   /   Kiedy więc pojechał w góry,   /   Niósł pod pachą piękne narty.   /   Krótko potem stał na szczycie,   /   Choć dygotał w wielkim strachu,   /   Jednak z krzykiem w dół pojechał…   /   Nagle skręcił w stronę dachu!!   /   Rany Julek! Poszybował!   /   Ktoś radośnie krzyknął: „hura!”   /   Zaraz ciemno się zrobiło,   /   Jak w kieszeni u kangura.   /   Gdy otworzył wreszcie oczy,   /   Był słoneczny, mroźny ranek.   /   Z gipsu białe miał ubranko   /   I wyglądał, jak bałwanek.   /   Dreptał potem po Krupówkach,  /   Przytupując na rozgrzewkę –    /   Wtedy ktoś mu podał miotłę,  /   Wcisnął garnek i marchewkę.
15.
Dziadek z wielkim poświęceniem   /   Swój ogródek pielęgnował;   /   Kosił trawę, sadził kwiaty,   /   Cały tydzień tak pracował.   /   Potem blisko róż postawił   /   Mały stolik, dwa fotele;   /   Żeby słuchać śpiewu ptaków   /   I odpocząć raz w niedzielę.   /   Wyszedł na dwór, spojrzał w niebo,  /   Już pozdrowić miał słowika,   /   Lecz usłyszał dziwne jęki   /   Z radiowego odbiornika.   /   Zdążył krzyknąć coś brzydkiego   /   Przez zrobioną w płocie szparkę;   /   Ale sąsiad z drugiej strony   /   Uruchomił też kosiarkę!   /   Dziadek zrobił się czerwony!   /   I bezradnie stal przez chwilę,   /   Lecz odzyskał szybko humor,   /   Gdy rozpalił…cztery grille!
16.
Dziadek na emeryturze   /   Jakoś sobie z biedą radzi.   /   Kupił smycz. Na spacer jednak   /   Kurę zamiast psa prowadzi.   /   Tam, gdzie psy codziennie zbiórki   /   Urządzają przy pomniku,   /   On ją pasie, tak jak krówkę,   /   W centrum miasta, na trawniku.   /   Że kurnika nie ma? Trudno!   /   Kurce chyba to nie szkodzi.   /   Kiedy jajko znieść zamierza,   /   Sama mu do teczki wchodzi.   /   Babcia już z patelnią czeka   /   Na efekty tej wędrówki.   /   Smaczny obiad ugotuje   /   Zamiast zupki – „kuroniówki”.   /   Ale teraz piękna zieleń   /   Przyozdabia miasto ślicznie.   /   Każdy trawnik nawożony   /   U nas jest ekologicznie.
17.
Do tramwaju dobiegł dziadek;   /   Wszedł do środka z wielkim trudem   /   I jedyne wolne miejsce,   /   Zdołał zająć jakimś cudem.    /   Więc laseczkę tam położył   /   I siateczkę z drobiazgami,   /   A tymczasem motorniczy   /   Przejął władzę nad sterami.   /   Dziadka najpierw w tył rzuciło   /   (Przy okazji obił boki),   /   A za chwilę biegł do przodu,   /   Robiąc dziwnie wielkie kroki.   /    Wreszcie z siatki bilet wyjął   /   (O kasownik się opiera),   /   Oj, za późno! Za plecami   /   Poczuł oddech kontrolera…   /   Kiedy mandat poszedł płacić,   /   To napisał do premiera –   /   Że na tramwaj go już nie stać.   /   … I na rolki grosze zbiera.   ….            (???)I na deskorolkę zbiera… („rolki” to już nieaktualne!).
18.
Dwa dni babcia przymierzała   /   Odzież zwykłą i sportową,   /   Bo wyjechać jutro miała    /   Na wycieczkę rowerową.   /   Dziadek włożył spodnie długie,   /   Żeby dobrze czuć się w lesie;   /   Chociaż żona narzekała,   /   Że spocony wstyd przyniesie.   /   Nic nie dały jej lamenty;   /   Już do drogi był gotowy.   /   Ona za to założyła   /   Bardzo skąpy strój plażowy.  /   Sama na nim wyszywała   Piękne hafty i mereżki.   /   Potem w lesie ją dopadły   /   Agresywne muszki – meszki.   /   Teraz milczy obrażona   /   (Takie żon jest prawo święte),   /   Bowiem sobie wymyśliła,   /   Że mąż wziął ją na przynętę.
19.
Jechał dziadek na rowerze   /   Pasmem jezdni blisko środka;   /   Gdy zobaczył przerażony   /   Sygnał z kosmicznego spodka!    /   „Koniec ze mną” – Jęknął z bólem.   /   Czas na odwrót miał za krótki;   /   Już w kierunku jego idą   /   Dwa niebieskie ufoludki!   /   Nie ucieknie! Są za blisko!   /   Jeden na nim łapę kładzie!   /  ” Co wyrabia pan!” – zazgrzytał –   /   „Na ruchliwej autostradzie!”   /   Za siodełko przytrzymali,   /   W rurkę dmuchać mu kazali;   /   Chociaż walczył rozpaczliwie,   /   Gdzieś tym spodkiem go zabrali.   /   Gdy do domu wreszcie wrócił,   /   Żona pyta go przejęta:   /   „Jak tam było – opowiadaj”.   /   …Ale on nic nie pamięta.
20.
Szaro, smutno na ulicy,   /   Mokną w deszczu stare drzewa…   /   Nagle – co to? Przez domofon   /   Dziadek drżącym głosem śpiewa!   /   Już wykonał wiele pieśni   /   Z głębi serca, w dobrej wierze.   /   Więc tak miło się zrobiło,   /   Jak na przerwie gdzieś w operze.   /   Tłum szaleje rozbawiony;   /     Ktoś ich z tyłu poszturchuje.   /   To z ZAiX-u pan urzędnik   /   Liczy pieśni i notuje!   /   Tym śpiewaniem przez domofon   /   Trudno było się wzbogacić.   /   Z działalności tej tantiemy   /   Wokalista musi płacić.  /   Dochód dziadka diabli wzięli,   /   Więc rozpoczął już głodówkę;   /   Bez opłaty śpiewać można    /   Tylko Międzynarodówkę.
21.
Dziadek na leczniczych wczasach   /   Adorować lubił panie.   /   Na ponowny wyjazd zgody   /   Od małżonki nie dostanie.   /   Bo gdy wrócił z tych kuracji,   /   Był jak święty w aureoli.   /   Ślubną żonę zaniedbywał,   /   Jęczał, że go wszystko boli…   /   Odtąd wciąż w fotelu siedzi,    /   Coś pod nosem sobie mruczy.   /   W sejfie zamknął jakieś zdjęcia –   /   Nie pozwala dotknąć kluczy.   /   Oj, naraził się małżonce!   /   Skoro nic mu nie pomaga,   /   Sprawę wzięła w swoje ręce –   /   Rozebrała go do naga   /   I żelazkiem pierś nagrzewa,    /   I widelcem w plecy kłuje,   /   Starym sadłem brzuch naciera –   /   Coś na pewno poskutkuje!
22.
Dziadek nudzić się nie umie;   /   Dzisiaj wpadł na pomysł nowy,   /   Kupił wreszcie wymarzony   /   Cud – telefon komórkowy.   /   Teraz ciągle gdzieś wydzwania,   /   Wszędzie go ze sobą bierze   /   I rozmawia często nawet   /   Podczas jazdy na rowerze.   /   Także tam, gdzie każdy musi   /   Pobyć troszkę z konieczności,   /   Nie odmawia sobie nigdy   /   Dodatkowej przyjemności.   /   Raz ogromnie skomplikował   /   Na ulicy płynność ruchu –   /   Stracil władzę nad rowerem,   /   Gdy telefon miał przy uchu.   /   Dostał mandat. Potem w domu   /   Przeżył nudną awanturkę;   /   Teraz żona z nim rozmawia   /   Nawet w łóżku przez komórkę.
23.
Dziadek psu do miski wrzucił,   /   Co z obiadu mu zostało…   /   A ten w oczy spojrzał tylko   /   I zawarczał groźnie: „mało!”   /   „Trudno, musi ci wystarczyć.   /   Nic wyżebrać się nie uda.   /   Jesteś strużem emeryta,   /   Lepiej czasem wierzyć w cuda.   /   Kiedy rząd zrealizuje   /   Te wyborcze obietnice,   /   Ja ci piesku wybuduję   /   Zamiast budy – kamienicę.   /   A chwilowo musi starczyć   /   Tłuszczu tego, co masz w boku.   /   Mam nadzieję, że wytrzymasz   /   Jakoś do przyszłego roku…”   /   A pies wyje – pewnie z głodu,   /   Tylko tak się skarżyć umie,   /   Bo do szkół nie chodził przecież,   Polityki nie rozumie…
24.
Dziadek został oskarżony   /   Przez wymiar sprawiedliwości,   /   Że z emerytury lichej   /   Zdołał dożyć do starości.   /   Proces trwał aż cztery lata.   /   Zeznawali dwaj sąsiedzi;   /   Jednak sędzia był surowy,   /   Więc w więzieniu biedak siedzi.   /   Już kolegów poznał nowych,   /   A więc się wspaniale czuje;   /   I kąpanie w ciepłej wodzie   /   Nic go wreszcie nie kosztuje.   /   Trzy posiłki mu przynoszą   /   Co dzień o właściwym czasie,   /   Jest tu prasa, telewizor,   /   Więc na pewno przeżyć da się.   /   Tylko jedna myśl natrętna   /   Dręczy jego siwą głowę,   /   Że za dobre sprawowanie   /   Skrócą karę o połowę.

KONIEC

Komentarze są wyłączone.