Serialiki – to prawdopodobnie nowy gatunek literacki, w którym krótkie, wesołe historyjki opisane są wierszem o takiej samej liczbie zwrotek każda i o takiej samej liczbie sylab we wszystkich wersach. Bohaterem każdej przygody jest ta sama osoba.
Takim utworem jest mój satyryczny „Wesoły dziadek”. W wydanej już książeczce pod tym właśnie tytułem opublikowałam ich już 24. Na tej stronie będę drukować następne w miarę ich powstawania.
Zamieszczone poniżej wierszyki nie zostały poddane korekcie.
25.
Złościł się przyjaciel dziadka, / Bo się coraz częściej zdarza, / Że gdy żona sklep odwiedza, / On pracuje za tragarza. / Coraz cięższe dźwiga kosze, / A tak dalej żyć się nie da. / I zobaczcie, co wymyślił / Pomysłowy pan Jan Peda. / W koszu kółka zamontował, / Kierownicę, pedał gazu; / I samo-chód zrobił taki, / Że go nie pchał ani razu. / Odtąd wyjść z garażu nie chce, / Zbiera stare samochody, / Remontuje i odnawia. / Liczne zdobył już nagrody! / A największy podziw budzi / Ten na kółkach „koszyk” stary! / Z domu meble wynieść musiał, / By zmieściły się puchary.
26.
Dziadek wreszcie mszę zamówił / Za rodzinę. Więc w niedzielę / Kilku krewnych się spotkało /
Nieco wcześniej przy kościele. /A tymczasem żona dziadka / Chodzi smutna po ulicy, / Bo jej zginął ważny guzik / Ten od paska przy spódnicy. /Mrok w kościele był, gdy weszła. / Przystanęła… szmatka leży. / Każdy swoje brudne buty / Wytarł o nią, jak należy. /Ksiądz już czekał. Babcia z trudem / zgięła plecy do klęczenia / (Płaszczyk lekko się rozchylił…)”Gdzie spódniczka moja? Nie ma?!” / Podskoczyła jak sprężyna / I ze wstydu biedna zbladła: / „Wycierali swoje buty, / W tą spódniczkę co mi spadła!
27.
Dziadek żonę chciał mieć piękną, / Ale nie dbał o jej zdrowie. / Chciał ją wysłać do kliniki, / By poddała się odnowie. /Przedtem zbierał puszki, kapsle, / Nie jadł śniadań i kolacji, / Więc uzbierał pewną sumkę, / Na te koszty renowacji. / Zmarszczki trzeba pousuwać, / Tłuszcz odessać zwłaszcza z brzucha, / Biust powiększyć, przekłuć język / I agrafki wpiąć do ucha. /Lecz pieniędzy nie starczyło / Na lekarza i agrafki. / Jednak dziadek się nie poddał… / I żelazko wyjął z szafki. / Zmarszczki – mruknął – wyprasuję. / Może zniknie tłuszcz z sadełka?… / Z biustem coś wykombinuję… / Pszczółki wbiją tam żądełka!
28.
Każdy chce być przedsiębiorczy, / Radzić sobie w życiu dzielnie. / Dziadek też ułomkiem nie jest / I w piwniczce ma gorzelnię. / Stary balon wyszorował, / Kupił rurki i chłodnice, / Kiedy z drzewa spadły śliwki, / Produkował śliwowicę. / W taki sposób wykorzystał / Różne inne z drzewa spady, / Lecz niczego sprzedać nie mógł, / A sam wypić nie dał rady. / Babci trzeźwość obiecywał, / Kiedy brali ślub przed laty, / Więc się teraz obraziła, / Nawet nie chce dać herbaty! / Cóż, częstować ludzi zaczął, / I pieniędzy nie brał wcale. / Zwierzeń tyle już wysłuchał, / Jakby był w konfesjonale.
29.
Dziadek dom chciał wybudować; / Mieszkać tak jak inni ludzie, / Ale gdy tak dalej pójdzie / Skończy plany na psiej budzie. / Większą działkę ma w Poznaniu – / Zacząć musiał od podziału. / Od dziesięciu lat już drepcze / Od Wydziału do Wydziału. / Pokazuje natręt stary / Plany działek kwadratowe – / A tam jemu proponują / Modne rozwiązania nowe./ Aż pewnego dnia złośliwy / Ktoś wyszeptał mu do uszka, / Że podzielić działkę może / W trójkąciki lub serduszka! / „Pan” – powiedział – „nie kapuje; / Zachowuje się jak święty! / A ja … mogę wszystko zmienić… / Czy pan przyniósł ARGUMENTY?!”
30.
Odziedziczył dziadek Władek / Po swym przodku mały spadek. / Chciał pomnożyć ten majątek – / Kupił ptaszki… Na początek / Dwie papużki, żwawe, śliczne, / Zabawne i romantyczne…/ Gdy się ptaszki zapoznały, / To się chętnie rozmnażały. / Dziadek bawił się wspaniale. / Nie zamykał klatek – ale… / Raz, gdy żona się spieszyła / I czegoś tam nie zażyła, / One odnalazły TO! / Och! tabletkę na DZIEŃ PO! / Gdy to świństwo one zjadły, / To z samiczki piórka spadły! / Dziadek nie wie, co się dzieje! / Samiec tylko skrzeczy! Nie je! / Weterynarz bez litości, / Zabrał wszystkie oszczędności!
Ponieważ już raz wydanych „Wesołych dziadków” nie będę dodrukowywać, na tej stronie zamieszczę wcześniejsze wierszyki:
1.
Do współczesnych czasów dziadek / Przystosował się z łatwością; / Kupił rower, starą wagę / I otworzył sklep z żywnością. / Miał w koszyku gruszki, śliwki / Piękne jabłka kolorowe… / Kupujących zaś zapewniał, / Że bez chemii – a więc, zdrowe! / Po owocach widać było, / Że w pobliżu były ptaki, / A ze śliwek, jabłek, gruszek / Wychylały się robaki! / Chociaż dziadek towar chwalił, / Nie potrafił sprzedać wiele; / Bardzo długo stał z koszykiem / I pracował też w niedzielę… / Ksiądz na dziadka się nie gniewał; / Czasem sam w kolejce stawał. / Bo owoców robaczywych / Dziadek w piątki nie sprzedawał.
2.
Wczesną wiosną stary dziadek / Zamiast siedzieć w foteliku, / Sadził kwiaty i warzywa / Na prawdziwym oborniku. / Potem pielił i podlewał, / Obserwował co wyrośnie, / Lecz niestety, pomidory / Wyglądały wciąż żałośnie. / A więc w różnych poradnikach / Szukał rady, wyjaśnienia; / Wczoraj poszedł do apteki – / Sposób znalazł bez wątpienia. / Wkrótce potem modnym lekiem / Podlał wszystkie pomidory / (Z ciekawości, co to będzie…) / No i proszę – od tej pory / Zbiera piękny, jędrny owoc / Z zielonego wciąż poletka. / Krzaczki stoją bez podpórek – / Wystarczyła im… tabletka.
3.
Dziadek często klepał biedę / I potomstwo chował liczne, / Bowiem tamte, dobre czasy / Były bardziej romantyczne. / Ciężką pracę wykonywał / Pełną wzniesień i uroku, / A że lubił różne figle, / Więc dorabiał też „na boku”. / Nie narzekał, nie grymasił, / Miał ogromne powodzenie; / Ale dzisiaj ci mężczyźni… / To z pewnością same lenie. / Bez pomocy komputera / Są bezradni niesłychanie. / No i proszę, co zrobili – / Wymyślili klonowanie! / Wszyscy tacy nowocześni! / Kto ma dzieci, ten jest ciemny! / Jakie tego są efekty? / Przyrost mamy już ujemny.
4.
Płakał dziadek u lekarza, / Że go dusi, rwie i łamie. / Prosił o skuteczne leki, / Ale tylko bardzo tanie„Ten wydatek mojej żonie / Znów w budżecie się nie zmieści…” / „No, cóż – mówi na to lekarz – / Proszę pościć dni trzydzieści. / Japończycy zimnem leczą! / Pewnie panu też pomoże; / Można węgla mniej zakupić.” / „Czy to wszystko już, doktorze? ” / „Zaraz, zaraz… po miesiącu / Proszę zajrzeć do apteki. / Przecież musi pan przyjmować / Zapisane dzisiaj leki.” / Cóż, pomogło! Teraz dziadek / Leczy innych zimnem, głodem. / Jest już znany w okolicy / (I zarabia mimochodem! ).
5.
Ostry dzwonek zbudził dziadka, / Wstał zły troszkę i zaspany, / A za drzwiami stoi sąsiad, / Ten najbliższy – bo zza ściany: / „Coś ty, Heniu?! Jeszcze ciemno! / Co masz mi do powiedzenia?” / „Wybacz, Zdzichu… przyjdą goście, / Pożycz piankę do golenia. / Żona placek już upiekła, / W domu sprząta od godziny. / Zapomniałem! Czy uwierzysz: / Ja mam dzisiaj imieniny! /„No, wejdź, proszę… z tej okazji / Muszę nalać ci jednego.” / (Wkrótce skromny, mały barek / Opróżnili ze wszystkiego). / Patrzą spod przymkniętych powiek / Jak zmęczone dwie żyrafy: /
„Zdzichu… idę już do domu…” / „Heniu! Wchodzisz mi do szafy! ”
6.
Dziadek piwko w małym sklepie / Wypił na czczo wcześnie rano. / Wyszedł stamtąd, gdy w południe / Sklep, niestety, zamykano. / Miło było i przyjemnie / (Na rozmowie czas ucieka), / A tymczasem rozżalona / Babcia w domu długo czeka. / Z parapetu kwiaty zdjęła / I przy oknie stoi bokiem; / Nagle patrzy – dziadek wraca / Niesłychanie chwiejnym krokiem. / Wstyd na całą okolicę! / Nie, tak dalej być nie może! / Drzwi wejściowe zatrzasnęła; / …Długo biedak stał na dworze. / Gdy po rynnie wszedł do góry, / Strasznie się naraził żonie! / Teraz robi to codziennie – / Mieszkać musi na balkonie.
7.
Ktoś na dziadka złożył donos / Do urzędu skarbowego, / Że dwa złote zęby wprawił, / A udaje wciąż biednego. / Trudno, poszedł się tłumaczyć: / „Ja nic nie mam na sumieniu. / Przy kościele z czapką stałem, / Grałem ludziom na grzebieniu”. / „Dochód ukrył pan przed nami – / Nie ulega wątpliwości. / A podatek płacić trzeba / Z każdej przecież działalności. / Gospodarka na tym traci – / Znamy takie przewinienia. / Za przestępstwa podatkowe / Nawet kary są więzienia!” / „Co ja słyszę nieszczęśliwy… / Cóż, zawczasu się nie cieszcie, / Bo zapłacę wam w naturze. / Proszę! Jeden ząb zabierzcie”.
8.
Dziadek w życiu się nie lenił; / Często ciągnął dwa etaty. / W domu prawie go nie było, / Zawsze spłacał jakieś raty. / Odpoczywał raz w południe, / Na balkonie sam, bez czapki… / Wtedy nagle go odwiedził / Powłóczysty duch prababki. / Zgiń! Przepadnij! Krzyknął z trudem / (Prawą ręką serce chwyta); / Kto ty jesteś dziwna zjawo?! / Duch pokutny, czy kosmita? / Odruchowo wziął butelkę, / Żeby chociaż zwilżyć usta / I przepędzić senne mary… / Lecz butelka była pusta. / Zdenerwował się biedaczek; / Cóż, wiadomo – stres, napięcie… / Rano pobiegł do lekarza; / Od tej pory jest na rencie.
9.
Żeby znaleźć dom, ulicę, / Chyba już za każdym razem / Trzeba dzielnym być harcerzem, / Jasnowidzem lub różdżkarzem. / Do niedawna jeszcze nazwy / W narożnikach ulic były; / Poznikały! Za to inne / Zamiast nich się pojawiły. / Szukał dziadek raz „Agencji”… / Choć na dworze było jasno, / Błądził długo – wszędzie wisiał / Dziwny znak: „BEZPIECZNE MIASTO”. / Biedak troszkę słabo widział; / Wszystko musiał czytać z bliska. / Nagle jakiś pies mu w zadek / Swoje ostre wbił zębiska! / Cóż, zawinił, więc niesłusznie / Wciąż się poniżony czuje. / Bo ostrzegał napis przecież: / „UWAGA, JA TU PILNUJĘ!”
10.
Dziadek wąsy ufarbował, / Okulary kupił nowe, / A w dowodzie osobistym / Lat wydrapał gdzieś… połowę. / Wcześniej żonie zafundował / Modny kurort zagraniczny, / By rozłąkę wykorzystać / W sposób bardzo romantyczny. / Zgłosił się do „Randki w ciemno”, / Przewidując słodki finał. / Ale pan redaktor krzyknął: / „Rety! Trafił się oryginał! / Do seniorów go zapiszcie, / Tam czekają starsze panie”. / „Wolę młodsze” – dziadek na to – / „Sprawny jestem niesłychanie!” / No i proszę – już wystąpił. / Wachlarz wolno się odsłania… / „Witaj dziadku” – woła panna – / „Nie poznajesz? Wnuczka Ania”.
11.
Wyjął dziadek z materaca / Wszystkie wspólne oszczędności; / Kupił sobie auto, które / Aż się trzęsło ze starości. / Żeby ruszyć – wspólnie z babcią / Z góry pojazd w dół spychali. / Po tygodniu tych doświadczeń / W dłuższą podróż wyjechali. / Po godzinie płynnej jazdy / Dziadek zaczął autko chwalić. / Lecz z powrotem było gorzej – / Silnik nie chciał już odpalić. / „Pomóż żono pchać samochód, / Może nogi rozgrzejemy. / Widzę, że nabrałaś wprawy – / Już kilometr tak jedziemy… / Dotlenimy się troszeczkę, / Czas nam dzisiaj zdrowo minie, / A ja jeszcze zaoszczędzę / Dzięki tobie na benzynie”.
12.
Dziadek bardzo był wesoły, / Pokazywał ząbki nowe – / Stracił mleczne, potem drugie, / Ale kupił perełkowe. / „Ja te pierwsze źle wspominam” – / Usiadł biedak i narzeka. / „Słabe były – wypadały / Nawet podczas picia mleka. / Tych następnych własnych zębów / Też niestety nie żałuję, / Bowiem każdy ząb strajkował / I udawał, że pracuje. / Więc poszedłem do dentysty / (Z kasy wziąłem zapomogę) / I kupiłem sobie nowe. / Zawsze na nie liczyć mogę. / Tylko kiedyś, na przyjęciu / (Była to złośliwość losu), / Przeżywałem ciężkie chwile, / Gdy mi wpadły do bigosu.
13.
W dziadka wstąpił duch sportowy, / Uczestniczyć miał w zawodach / I na stoczni zdobyć sławę. / Po tygodniu stał przy schodach. / Wszedł do góry, zapiął narty, / Przerażone przetarł oczka; / Chciał wycofać się, lecz z tyłu, / Kolejnego widział skoczka. / Trudno, ruszył jak rakieta – / Z rozwichrzoną pędzi głową; / Tłum szaleje! Wylądował! / I kość odbił ogonową. / Chociaż teraz wstać nie może; / Ręką strząsa śnieg po bokach; / Jakoś musi to wytrzymać – / Pierwsze miejsce zajął w skokach. / Z trudem wreszcie oddech złapał. / Nagle – poczuł wielką trwogę; / Łóżko… żona przez sen mruczy: / „Co, znów spadłeś na podłogę?”
14.
Dziadek chciał przygodę przeżyć, / A w dążeniach jest uparty, / Kiedy więc pojechał w góry, / Niósł pod pachą piękne narty. / Krótko potem stał na szczycie, / Choć dygotał w wielkim strachu, / Jednak z krzykiem w dół pojechał… / Nagle skręcił w stronę dachu!! / Rany Julek! Poszybował! / Ktoś radośnie krzyknął: „hura!” / Zaraz ciemno się zrobiło, / Jak w kieszeni u kangura. / Gdy otworzył wreszcie oczy, / Był słoneczny, mroźny ranek. / Z gipsu białe miał ubranko / I wyglądał, jak bałwanek. / Dreptał potem po Krupówkach, / Przytupując na rozgrzewkę – / Wtedy ktoś mu podał miotłę, / Wcisnął garnek i marchewkę.
15.
Dziadek z wielkim poświęceniem / Swój ogródek pielęgnował; / Kosił trawę, sadził kwiaty, / Cały tydzień tak pracował. / Potem blisko róż postawił / Mały stolik, dwa fotele; / Żeby słuchać śpiewu ptaków / I odpocząć raz w niedzielę. / Wyszedł na dwór, spojrzał w niebo, / Już pozdrowić miał słowika, / Lecz usłyszał dziwne jęki / Z radiowego odbiornika. / Zdążył krzyknąć coś brzydkiego / Przez zrobioną w płocie szparkę; / Ale sąsiad z drugiej strony / Uruchomił też kosiarkę! / Dziadek zrobił się czerwony! / I bezradnie stal przez chwilę, / Lecz odzyskał szybko humor, / Gdy rozpalił…cztery grille!
16.
Dziadek na emeryturze / Jakoś sobie z biedą radzi. / Kupił smycz. Na spacer jednak / Kurę zamiast psa prowadzi. / Tam, gdzie psy codziennie zbiórki / Urządzają przy pomniku, / On ją pasie, tak jak krówkę, / W centrum miasta, na trawniku. / Że kurnika nie ma? Trudno! / Kurce chyba to nie szkodzi. / Kiedy jajko znieść zamierza, / Sama mu do teczki wchodzi. / Babcia już z patelnią czeka / Na efekty tej wędrówki. / Smaczny obiad ugotuje / Zamiast zupki – „kuroniówki”. / Ale teraz piękna zieleń / Przyozdabia miasto ślicznie. / Każdy trawnik nawożony / U nas jest ekologicznie.
17.
Do tramwaju dobiegł dziadek; / Wszedł do środka z wielkim trudem / I jedyne wolne miejsce, / Zdołał zająć jakimś cudem. / Więc laseczkę tam położył / I siateczkę z drobiazgami, / A tymczasem motorniczy / Przejął władzę nad sterami. / Dziadka najpierw w tył rzuciło / (Przy okazji obił boki), / A za chwilę biegł do przodu, / Robiąc dziwnie wielkie kroki. / Wreszcie z siatki bilet wyjął / (O kasownik się opiera), / Oj, za późno! Za plecami / Poczuł oddech kontrolera… / Kiedy mandat poszedł płacić, / To napisał do premiera – / Że na tramwaj go już nie stać. / … I na rolki grosze zbiera. …. (???)I na deskorolkę zbiera… („rolki” to już nieaktualne!).
18.
Dwa dni babcia przymierzała / Odzież zwykłą i sportową, / Bo wyjechać jutro miała / Na wycieczkę rowerową. / Dziadek włożył spodnie długie, / Żeby dobrze czuć się w lesie; / Chociaż żona narzekała, / Że spocony wstyd przyniesie. / Nic nie dały jej lamenty; / Już do drogi był gotowy. / Ona za to założyła / Bardzo skąpy strój plażowy. / Sama na nim wyszywała Piękne hafty i mereżki. / Potem w lesie ją dopadły / Agresywne muszki – meszki. / Teraz milczy obrażona / (Takie żon jest prawo święte), / Bowiem sobie wymyśliła, / Że mąż wziął ją na przynętę.
19.
Jechał dziadek na rowerze / Pasmem jezdni blisko środka; / Gdy zobaczył przerażony / Sygnał z kosmicznego spodka! / „Koniec ze mną” – Jęknął z bólem. / Czas na odwrót miał za krótki; / Już w kierunku jego idą / Dwa niebieskie ufoludki! / Nie ucieknie! Są za blisko! / Jeden na nim łapę kładzie! / ” Co wyrabia pan!” – zazgrzytał – / „Na ruchliwej autostradzie!” / Za siodełko przytrzymali, / W rurkę dmuchać mu kazali; / Chociaż walczył rozpaczliwie, / Gdzieś tym spodkiem go zabrali. / Gdy do domu wreszcie wrócił, / Żona pyta go przejęta: / „Jak tam było – opowiadaj”. / …Ale on nic nie pamięta.
20.
Szaro, smutno na ulicy, / Mokną w deszczu stare drzewa… / Nagle – co to? Przez domofon / Dziadek drżącym głosem śpiewa! / Już wykonał wiele pieśni / Z głębi serca, w dobrej wierze. / Więc tak miło się zrobiło, / Jak na przerwie gdzieś w operze. / Tłum szaleje rozbawiony; / Ktoś ich z tyłu poszturchuje. / To z ZAiX-u pan urzędnik / Liczy pieśni i notuje! / Tym śpiewaniem przez domofon / Trudno było się wzbogacić. / Z działalności tej tantiemy / Wokalista musi płacić. / Dochód dziadka diabli wzięli, / Więc rozpoczął już głodówkę; / Bez opłaty śpiewać można / Tylko Międzynarodówkę.
21.
Dziadek na leczniczych wczasach / Adorować lubił panie. / Na ponowny wyjazd zgody / Od małżonki nie dostanie. / Bo gdy wrócił z tych kuracji, / Był jak święty w aureoli. / Ślubną żonę zaniedbywał, / Jęczał, że go wszystko boli… / Odtąd wciąż w fotelu siedzi, / Coś pod nosem sobie mruczy. / W sejfie zamknął jakieś zdjęcia – / Nie pozwala dotknąć kluczy. / Oj, naraził się małżonce! / Skoro nic mu nie pomaga, / Sprawę wzięła w swoje ręce – / Rozebrała go do naga / I żelazkiem pierś nagrzewa, / I widelcem w plecy kłuje, / Starym sadłem brzuch naciera – / Coś na pewno poskutkuje!
22.
Dziadek nudzić się nie umie; / Dzisiaj wpadł na pomysł nowy, / Kupił wreszcie wymarzony / Cud – telefon komórkowy. / Teraz ciągle gdzieś wydzwania, / Wszędzie go ze sobą bierze / I rozmawia często nawet / Podczas jazdy na rowerze. / Także tam, gdzie każdy musi / Pobyć troszkę z konieczności, / Nie odmawia sobie nigdy / Dodatkowej przyjemności. / Raz ogromnie skomplikował / Na ulicy płynność ruchu – / Stracil władzę nad rowerem, / Gdy telefon miał przy uchu. / Dostał mandat. Potem w domu / Przeżył nudną awanturkę; / Teraz żona z nim rozmawia / Nawet w łóżku przez komórkę.
23.
Dziadek psu do miski wrzucił, / Co z obiadu mu zostało… / A ten w oczy spojrzał tylko / I zawarczał groźnie: „mało!” / „Trudno, musi ci wystarczyć. / Nic wyżebrać się nie uda. / Jesteś strużem emeryta, / Lepiej czasem wierzyć w cuda. / Kiedy rząd zrealizuje / Te wyborcze obietnice, / Ja ci piesku wybuduję / Zamiast budy – kamienicę. / A chwilowo musi starczyć / Tłuszczu tego, co masz w boku. / Mam nadzieję, że wytrzymasz / Jakoś do przyszłego roku…” / A pies wyje – pewnie z głodu, / Tylko tak się skarżyć umie, / Bo do szkół nie chodził przecież, Polityki nie rozumie…
24.
Dziadek został oskarżony / Przez wymiar sprawiedliwości, / Że z emerytury lichej / Zdołał dożyć do starości. / Proces trwał aż cztery lata. / Zeznawali dwaj sąsiedzi; / Jednak sędzia był surowy, / Więc w więzieniu biedak siedzi. / Już kolegów poznał nowych, / A więc się wspaniale czuje; / I kąpanie w ciepłej wodzie / Nic go wreszcie nie kosztuje. / Trzy posiłki mu przynoszą / Co dzień o właściwym czasie, / Jest tu prasa, telewizor, / Więc na pewno przeżyć da się. / Tylko jedna myśl natrętna / Dręczy jego siwą głowę, / Że za dobre sprawowanie / Skrócą karę o połowę.
KONIEC